Bajka o parzeniu herbaty na pograniczu światów czyli urojona ceremonia herbaciana

Żył sobie pewien mistrz herbaciany. Tak wysoko był on w swoim rozwoju duchowym, że nie wiedział nawet czy umarł już, czy nadal żyje. Wydawało mu się, że życie jest tylko snem, a sny jego coraz częściej miały przedłużenie w rzeczywistości. Wszystko mu się zaczęło łączyć – tak jakby poznał tajemnicę świata. Był nieco zaniepokojony tym stanem i postanowił zaprosić najbliższych przyjaciół na ceremonię herbacianą, żeby na spokojnie porozmawiać o tym.

Wyznaczył dzień na ceremonię, dzień gdy nikt nie pracuje – niedzielę. Jest to dzień święty, kiedy się nie działa – najlepszy moment by praktykować koncepcję wu-wei czyli niedziałanie. Przyszli do niego trzech najbliższych przyjaciół a do tego w domu byli jeszcze rodzice mistrza.

Siadając przy stole mistrz poczuł nadzwyczajną moc. Wszystko wokół niego było wibracją, widział on jak wszystko jest połączone ze sobą i jak jedno wynika z drugiego. Potrafił on przewidzieć, co się wydarzy za chwilę. Świat reagował na każdy jego drobny ruch i nawet myśl, która pojawiała się w jego świadomości natychmiast stawała się rzeczywistością.

Goście usiedli jeść. Przed piciem herbaty należało się dobrze posilić, by nie podrażniać pustego żołądka. Przy dotyku ceramicznej miski pałeczkami do jedzenia mistrz usłyszał dźwięk. Nie był to dźwięk ceramiki, w powietrzu roznosił się dźwięk naciągniętej cięciwy. Dotyk pałeczkami był tak subtelny, że miska, wydawało się, uginała leciutko pod naciskiem pałeczek i sprężynowała. Było to na krawędzi i zabierało to mistrza na pogranicze światów.

Zapanowała cisza taka, że można było usłyszeć jak motyl macha skrzydłami. W tamtym momencie mistrz był na tyle osadzony w tu i teraz, że nawet czas potrafił się zatrzymać. Nie mówiąc już o cofaniu się wstecz. Ruchy mistrza były koliste, wszystko wyglądało jak we śnie.

Goście widzieli w nim prawdziwego mistrza i tylko on najbardziej cenił w sobie zwykłego człowieka. Przelewał herbatę do naczynia sprawiedliwości kolejny raz podkreślając, że jest taki jak inni a to co robi nie jest magią, tylko dążeniem do harmonii w prostocie.

Posiadanie tytułu Mistrza wywyższa człowieka. Jak można liczyć na prawdziwą relację i prawdziwą rozmowę, jeśli staje się na wyższy stopień? Jak można liczyć na bycie sobą, bycie tu i teraz, jeśli ktoś ma oczekiwania wobec Ciebie, że będziesz mistrzem? Zaczynasz wtedy mieć oczekiwania wobec samego siebie. Oczekiwania są niszczycielskie.

„Po prostu bądź” – pomyślał mistrz i zaczął ceremonię dla swoich najbliższych. Kochał ich bardzo.

Parząc po raz pierwszy polał do naczyń gorącą wodę by je rozgrzać. Wsypał herbatę. Następnie wylał pierwsze parzenie na żółwika. Tym samym uczcił Ziemię. Ziemia jest symbolem wszystko przejmującej miłości. Z kolei żółw jest symbolem powolnego dążenia do celu. I taki był mistrz, wyznaczał sobie cel, i dążył do niego metodą wu-wei, stawiając kolejne kroki na ścieżce życia.

Nie wiadomo skąd na ceremonię niespodziewanie zawitali Bóg i Śmierć, a może byli oni tu zawsze tylko nikt ich nie zauważał. Mistrz był zdziwiony. Stało jasne, że przekroczył on granicę w swojej świadomości i nie ma już drogi powrotnej. Zaczęły się dziać magiczne rzeczy.

Bóg był zadowolony tym, że on tu rządzi ludźmi i tego nikt nie podważa, wreszcie mógł usiąść by odpocząć od ciężkiej pracy bycia Bogiem. Każdy natychmiast został samym sobą. W obecności Boga nie było mistrza, był człowiek. Śmierć z kolei wszystkich chciała nastraszyć, ale skupienie gości na procesie ceremonii herbacianej była tak duża, że nikt na nią nie zwracał uwagę. Wszyscy się radośnie uśmiechali.

To była ceremonia na pograniczu światów, gdzie każdy poczuł przez chwilę, że wszystko przemija i w każdym momencie umieramy. Ale jednocześnie jest w nas wiara w lepszych nas, w lepsze jutro, w lepsze kolejne parzenie. Przy tym cenimy to co mamy tu i teraz – przyjaciół, rozmowę lub ciszę, herbatę, wszystko co przynosi chwila obecna. Będąc głęboko w tym czego doświadczamy, stajemy się z każdym momentem życia lepszą wersją samych siebie.

Mistrz był wniebowzięty, bo nigdy do nikogo nie przyszedł Bóg i Śmierć, by napić się razem herbaty i posiedzieć przez chwilę. Kto wie, może to było ostatnie parzenie mistrza, ale mistrz był skupiony na procesie i zapomniał o własnej Śmierci.

Od tej pory mistrz już nie sprawdza, czy żyje czy umarł. Praktykuje on bycie zwykłym człowiekiem i raz na jakiś czas prowadzi ceremonie herbaciane dla zwykłych ludzi, takich jak on tylko ciut innych.

Peace & love & tea

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *