Herbaciane Hanami, jestem z Wami, duszą i myślami. Czyli jak być ponad niechcianymi zmianami.

Ja i Karo podczas Herbacianego Hanami

Pomysł Herbacianego Hanami wpadł do głowy Karolinie jeszcze w marcu, kiedy to ja byłem w Mińsku, brałem udział w herbacianym festiwalu TeaFest.by i zwiedzałem pokoje herbaciane stolicy mojej ojczystej Białorusi. Karolina bardziej jest zafascynowana kulturą Japonii niż ja. To dzięki niej zacząłem odkrywać świat japońskich herbat. To ona zwiedziła Japonię i lubi o niej opowiadać. Równo 10 lat temu Karolina zasadziła sakurę na Polach Mokotowskich w ramach wydarzenia, które organizowała Fundacja Krzewienia Kultury Japońskiej „Sakura”.

Hanami to japońska tradycja podziwiania kwiatów sakury – japońskiej wiśni.

Po moim powrocie z Białorusi, zaczęliśmy planować Herbaciane Hanami. Odwiedziliśmy Pola Mokotowskie by zbadać teren. W różnych miejscach parku piliśmy kilka razy herbatę i obmyślaliśmy plan wydarzenia czekając na kwiaty wiśni, jednocześnie podziwiając inne kwitnące drzewa i przepiękne kwiaty. Witaliśmy wiosnę i chłonęliśmy energię słońca i zieleni, która ożywiła otaczający nas świat po zimie. Zgodnie z naszymi oczekiwaniami kwiaty wiśni sakury miały pojawić się pod koniec kwietnia. I tak właśnie się stało.

Pierwszy termin wydarzenia był ustalony na 28 kwietnia. Jednak cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie sprawdzając pogodę. I niestety albo i stety pogoda zmieniła nasze plany. Przenieśliśmy nasze wydarzenie na 5 maja i postanowiliśmy dołączyć do oficjalnego wydarzenia Hanami 2019 organizowanego przez szkołę języków orientalnych Raku Gaku. Powinniśmy byli stać się jednym z kocy warsztatowych, przy których uczestnicy gry plenerowej Hanami Fan Them All mieli się czegoś nauczyć i zdobyć odznakę, za co miała być przyznana nagroda – piękny wachlarz z napisem Hanami 2019.

Jednak siła wyższa (czytaj pogoda) zmieniła plany organizatorów Hanami 2019 i wydarzenie zostało odwołane. My ze swojej strony nie chcieliśmy wierzyć prognozom pogody (tydzień wcześniej w dzień, kiedy na początku planowaliśmy robić wydarzenie miało padać a nie padało). Byliśmy zdeterminowani i gotowi. Składniki na smakołyki były naszykowane, uczestnicy wydarzenia potwierdzali przyjście, energia nieodwracalności narastała.

Dzień przed wydarzeniem skręciłem 77 kulek matcha, upiekłem 24 dorayaki, które później były przedzielone na połowę. Karo zrobiła około 30 onigiri, tak, żeby starczyło dla wszystkich osób, które miały trud by do nas wysłać maila z potwierdzeniem przyjścia. Przyjaciółka Paula zrobiła 120 ciasteczek kruchych pokrytych lukrem z zielonej herbaty. Nakręcaliśmy energię nieodwracalności.

Nie wiem, czy nie przesadziliśmy trochę z nakręcaniem energii ale przed samym wyjściem wszystko zaczęło się psuć. Chciałem zabrać ze sobą wodę o odpowiedniej temperaturze by już od początku móc parzyć herbatę. W momencie mierzenia temperatury wody wpadł mi termometr do tej samej wody i zaczął puszczać bąbelki. Kiedy go wyłowiłem po chwili miał cały ekran na czarno. I to był początek czarnych myśli, czarnej energii projektu zielonaiczarna, która zawsze czegoś chce nauczyć. „Termos padł, poradzę sobie bez, potrafię rozpoznawać przybliżoną temperaturę wody” – tak pomyślałem na początku. Drugą myślą było zwrócenie się do przyjaciela Georgia, który się wybierał na wydarzenie do nas, żeby przyniósł swój termometr. Tak właśnie zrobiłem. Ale to nie zatrzymało czarne myśli: „Straciłem właśnie termometr… po co to wszystko… czemu nie mogę siedzieć spokojnie w domu i popijać sobie herbatę…”

Było zimno na dworze, więc postanowiłem założyć czarną kurtkę, która jest idealna na tę porę roku i bardzo ją lubię. Jednak założyłem ją i okazało się, że suwak zepsuł się ostatecznie. Z nim i wcześniej były problemy ale udawało się go naprawić prostymi zabiegami. W tej jednak chwili siły wyższe postanowiły, że nie pójdę w tej kurtce. Założyłem jednak wkurzony zieloną zimową kurtkę i wyruszyliśmy.

Nie zrobiliśmy jeszcze pięciu kroków, jak czarny termos, który był przypięty do plecaka i pełen wody o odpowiedniej temperaturze uderzył się o róg ściany na klatce schodowej i z niego zaczęła wyciekać woda. W tym momencie ostatecznie się poddałem losowi, stwierdziłem, że jestem gotów na wszystko co mi on przyniesie. Czarne myśli odstąpiły i wyrzucając termos do śmietnika ruszyliśmy w drogę. Dotarliśmy cali z tobołami spóźnieni o 5 minut, ponieważ nie można było zaparkować w pobliżu Pól Mokotowskich i musieliśmy krążyć po okolicy ulicy Banacha a później szliśmy jeszcze z 10 minut dźwigając parę kilogramów przysmaków, dwa 6 litrowe baniaki wody i akcesoria do parzenia herbaty.

Na miejscu już czekali ludzie. Skromnie podeszliśmy do sakury, którą zasadziła Karo 10 lat temu i zaczęliśmy się rozkładać w oddali od wszystkich. Nie wiem, czy po mojej czapce w kształcie czajnika, czy po czapanach, które zacząłem wyjmować z plecaka ludzie poznali, że my to MY i że mamy dla wszystkich słodkie co nieco i trochę herbaty.

Okazało się, że dużo ludzie, tak jak i prosiłem przynieśli termosy, co było pomocne dla mnie, bo mogłem wrzątkiem płukać czarki i dalej częstować uczestników wydarzenia. Wrzątkiem jednak nie mogłem parzyć bo zielona japońska herbata lubi wodę o niższej temperaturze. Jak również nie każda woda się nadaje, ponieważ herbata jest dość delikatna i wyczulona na zawartość wody. Przed wydarzeniem zrobiłem zapas niskomineralizowanej wody, kupiłem aż 18 litrów – zaszalałem. Myślałem, że mam szybsze tempo parzenia.

Jednak z jednym działającym termosem i z butlą gazową, która miała grzać wodę było ciężko o szybkie tempo parzenia, ale robiłem co mogłem. Skupiony byłem na maksa na herbacie. UWAGA! Zamiast podziwiać przepiękne kwiaty wiśni! Parę płatków spadło wprost do chahaju i nawet pozwoliłem sobie ich nie wyjmować. Skupiony byłem też na ludziach, komu polać jeszcze? Czy wszyscy zostali obdarowani herbatą. Przychodzili też znajomi. Rozmawialiśmy krótko, bo byłem zaangażowany w parzenie, ale jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem zobaczyć osoby, których dawno nie widziałem.

Dzięki Karin mieliśmy krótką sesję jogi śmiechu. Mieszaliśmy koktajl miłości i radości i śmialiśmy się z wyboru. Było naprawdę śmiesznie. Dziękuję Karin!!!

Też dzięki wydarzeniu poznałem Igora, autora projektu Charka Chayou You. Okazuje się, że on jak i ja marzy o zrobieniu filmu dokumentalnego o herbaciarzach. (mój projekt ma nazwę „Droga Herbaty. Droga-matka„)

Wypiliśmy parę japońskich herbat, między innymi Haru Honoka („powiew wiosny” kupioną od Galerii Nagomi w czasie wystawy Tōhoku w Łazienkach), sencha Asatsuyu, kupioną w kuchniach Świata, senchę Yamato od Camellia Sinensis. Postanowiliśmy w końcu, że jednak jest przestrzeń i potrzeba ogrzania się. Zielona herbata parzona w niższej temperaturze szybko stygła przy takich okolicznościach pogody.

Kolejną nauczką jest dla mnie zabieranie więcej a nie mnie akcesoriów i rodzajów herbat, bo akurat wszystkie herbaty, które miałem były zielone. Na szczęście Igor miał przy sobie cały swój arsenał herbaciany, w którym się znalazły aż dwie herbaty czerwone, wśród których była ciekawostka – herbata o zapachu wina, Tie Guan Yin (tak herbata czerwona) zrobiona w Hunanie (Chiny) przez Tajwańczyków, którzy sobie wynajęli jakąś plantację i produkują herbatę w Chinach. Druga była słodziutką herbatą czerwoną
Zheng Shan Xiao Zhong kupioną w Wólce Kosowskiej. Zaczęliśmy od tej drugiej. Dostałem od Igora czajniczek do parzenia i nadszedł czas Chin i rozgrzewania się.

Została tylko garstka osób. Chyba tak lubię najbardziej, bo wtedy się tworzy energia kręgu. Siedzieliśmy do 19 zamiast do obiecanej 18tej. Na koniec też była krótka prezentacja herbat, które miał Igor ze sobą, m.in. białej prasowanej w placek i paru shengów, jednym z których zakończyliśmy spotkanie.

Chciałbym na koniec podziękować wszystkim, którzy przyszli tego dnia na Herbaciane Hanami! Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mogłem się dzielić z Wami swoją pasją. Tu trzeba zaznaczyć, że pasjonuje mnie również gotowanie. Często gotuje wg 5 przemian, a na to wydarzenie wszystkie smakołyki, które przygotowałem ja i Karo były ze składników najwyższej jakości, jaj od szczęśliwych kur, herbaty matcha od szczęśliwych krzaków i uśmiechającego słońca japońskiego ;)

Jestem świadomy tego, że nic bym nie zrobił bez waszych termosów z wrzątkiem, bez waszej obecności nie było by Hanami. ;) Tworzyliśmy to współdzieląc ten moment życia ze sobą, dzieląc się tym co mamy wartościowego, przede wszystkim czasem i obecnością. Dziękuję Igorowi, który wsparł mnie dobrze działającą butlą gazową i herbatą odmienną niż zielone japońskie. Dziękuję Georgiowi, który przyniósł ze sobą termos i termometr. Dziękuję Basi za świetną relację fotograficzną.

Uwielbiam swój chapan, wodę na nim i listki herbaty

Czasem, jak wszystko idzie nie tak jak planujesz warto poprosić o wsparcie osoby bliskie. Cieszę się, że mam na kim się oprzeć.

Do zobaczenia za rok na Herbacianym Hanami 2020. Śledźcie mój fanpage i wpadajcie na inne wydarzenia organizowane przeze mnie. Będzie mi miło dzielić z Wami cenne chwile życia przy dobrej herbacie.

Widzimy się za rok ;)

ps. Podziękowania dla Karo za pomysł i współorganizację – czułem, że cały czas jesteś przy mnie i mnie wspierasz. To bezcenne!

Prawie wszystkie zdjęcia z logotypem zielonaiczarna.pl pochodzą z telefonu Karo, zdjęcie zajawkowe oraz zdjęcie końcowe zrobiła nam Katarzyna Olchik z Blue Bunny Photography plus jeszcze jedno zdjęcie od Katarzyny – ogólny widok całej naszej ekipy z daleka. Pozostałe zdjęcia są autorstwa Basiorek, polecamy jej magicznego fotobloga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *